piątek, 21 czerwca 2013

Lodówko - szafka


Były jednak rzeczy których nawet Pani z escorta nie chciała zabrać. Lodówka, (zdjęcie na górze jest poglądowe - mojej nie udało mi się sfotografować) która dawno zepsuta służyła jedynie jako szafka na stare ramki i pokarm dla pszczół, (jeszcze za czasów gdy dziadek miał ule) nijak nie chciała opuścić altanki. Pogodziłem się z faktem, że będę musiał pożyczyć przyczepę i wywieźć ją na teren Zieleni Miejskiej. Ale po wprowadzeniu nowej ustawy śmieciowej pewnie mi tego nie przyjmą. I tak niepotrzebnie głowiłem się dwa tygodnie po czym nieopacznie wspomniałem o lodówce sąsiadowi... Godzinę później lodówka zniknęła. Sąsiad podsumował to tylko tak:
Panie tu niedaleko jest taki facet co zbiera złom, trochę ją rozkręci i jeszcze parę złotych zarobi. 
Lodówka zniknęła ze wszystkimi śmieciami, które kryły się w jej wnętrzu.

czwartek, 20 czerwca 2013

Historia pewnej wanny

Ważnym krokiem na drodze do ogarnięcia działki było pozbycie się wszystkich 'cennych' rzeczy zgromadzonych przez mojego dziadka. Niestety dystans, który dzielił działkę od najbliższego kontenera na śmieci oraz fakt, że brama wjazdowa na działki otwierana jest jedynie w piątki utrudniał nieco sprawę. Nie mówiąc o braku auta dostawczego, które mogłoby zabrać co większe gabarytowo skarby.


Oprócz czterech kanap, dziadek trzymał w kanciapie bardzo cenną wannę, która jak to zwykle bywa "mogła się przydać". Jakim sposobem się tego pozbędę spędzał mi sen z powiek. Poszedłem na łatwiznę (nie wierząc w swój pomysł) i zrobiłem powyższe zdjęcie, wstawiłem na serwis tablica.pl z dopiskiem 'oddam za darmo'. Godzinę później miałem już 3 telefony za sobą i musiałem ekspresem zdejmować to lukratywne ogłoszenie.

Dzień później, w piątek, stary escort kombi, prowadzony przez przemiłą Panią z okolicznej wioski, zabrał wannę, stare drzwi, trzonki od siekiery i całą pakę innych śmieci, których nie śmiałbym nikomu proponować.

Okazało się, że jeszcze nie raz współpraca z Panią z escorta pozwoli mi oraz moim znajomym pozbyć się wielu 'cennych' przedmiotów....

czwartek, 6 czerwca 2013

ROD to ludzie - czyli sąsiad pomoże


Ważnym krokiem na drodze powrotu mojego RODosu do względnej świetności było zapoznanie sąsiadów. Wszelkie dziadki widząc 30 letniego szczyla z małą córą litują się... albo inaczej. Komitywa działkowców to wątek na co najmniej pracę magisterską. No może licencjacką. Sąsiad pomoże, sąsiad doradzi, dobra współpraca z sąsiadem da w przyszłości plony. W tym przypadku w sensie dosłownym.

Ogórki, pomidory i papryka rosną sobie teraz w mojej szklarni. Trawa na działce sama się kosi. Bez kosztów finansowych :) Praktycznie sprawa została tak załatwiona, że na działkę nie trzeba już przychodzić... ale działka wciąga, jak dobry serial.

sobota, 1 czerwca 2013

Pierwsze prace

Odwiedziliśmy działkę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu. Dziecko biegało sobie po trawie która sięgała jej prawie po czoło, a ja leniwie przechadzałem się oceniając ogrom tragedii. W pewnym momencie zawołał mnie sąsiad, którego nazwiemy tu 'ten od pszczół'. Jako doświadczony i leciwy (jak zresztą 90% populacji naszego RODosu) działkowicz uświadomił mnie tymi słowami:
Panie, ja nie wiem czy Pan wiesz ale masz tu Pan odkryte szambo, bo decha Panie spróchniała, a pokrywę już z rok temu Panu ukradli. I tak patrzę, że córeczka tak biega bez opieki i zaraz tragedia gotowa.
Facet okazało się miał rację. Jak zajrzałem w kępę najwyższej trawy, gdzie myślałem że mieszkają ewentualnie jakieś mroczne, szuwarowe stworzenia, okazało się, że jest tam oczko wodne. Pełne gówna zresztą i cholera-wie-jak-głębokie.

Tydzień obmyślałem strategię czym to cholerstwo zakryć (bez zbędnych kosztów). Przypomniałem sobie, że w piwnicy mam stare solidne łóżko w częściach już raczej do niczego nie potrzebne. Zabrałem te solidne dechy wraz z metalowym stelażem na działkę, wykopałem chaszcze, położyłem stelaż, zakryłem dechami, zabezpieczyłem folią i zasypałem.

To była pierwsza udana inwestycja, która pociągnęła za sobą lawinę działkowych prac.