No i stało się. Nie zaglądaliśmy raczej na poddasze. Skupiłem się na zewnętrznej elewacji i roślinach - a w tym czasie, na strychu zadomowiły się osy. Przyznam szczerze, że przerażają mnie te latające cholery. Do tego moja 3 letnia córka może być uczulona na ich ugryzienia... nie chciałbym się przekonywać. Tak czy owak - człowiek i osa pod jednym dachem - to nie może się udać.
Z dnia na dzień gniazda robiły się większe. Rozeznałem temat - straż pożarna, straż miejska - nikt tu nie będzie interweniował. Prywatne firmy i owszem ale jest to konkretny wydatek. Co zrobić?
Od czego są RODosowi sąsiedzi? Wspominałem już o sąsiedzie 'tym od pszczół'. Udałem się do niego niezwłocznie, a on obiecał sprawę rozwiązać. Ubrał się w cały sprzęt, zabrał kawał worka i nóż i poodcinał gniazda prosto do wora. Zalecił też spryskanie poddasza preparatami na osy, bo podobno szybko wrócą.
Następnego dnia byłem na działce z preparatem firmy BROS pn. 'gaśnica na osy'. Wchodzę na poddasze a tam... nowe gniazdo! i stado os kotłuje się pod deskami. I ten delikatny odgłos gryzienia drewna. Aż mnie ciarki przeszły! Tego było za wiele! Spryskałem gniazdo ze znacznej odległości solidnym strumieniem i w nogi. Poleciałem prosto do sklepu po piankę uszczelniającą.
Wróciłem po 2 godzinach z pianką i większą ilością BROSa. Os nie było. Uszczelniłem wszystkie zakamarki poddasza jakie udało mi się znaleźć, a było tego sporo. Sąsiad mówi, że i tak jak osy będą chciały to się wcisną. Ale odpukać, chodzę co tydzień i pryskam profilaktycznie środkiem na osy na konstrukcję dachu i os ani śladu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz