piątek, 17 lipca 2015

W lepsze ręce

To była trudna decyzja. Nawet bardzo. Ale pojawili się właściwi ludzie. Młodzi, energiczni z małymi dziećmi. Osoby, które znały mojego dziadka i zawsze marzyły właśnie o jego działce. Postanowiliśmy więc oddać ją w dobre ręce. I zbudować dom... RODos jednak zmienia się nadal. Odwiedzę niedługo to miejsce i zrobię kilka zdjęć tego co dzieje się tam teraz... Stay tuned.

poniedziałek, 29 września 2014

Okieneczko powiedz przecie

Był taki orkan (takie mądre słowo) którego nazwano Ksawery. W całym kraju wyrządził wiele szkód ale to już chwila od niego minęła. Na RODosie wybił 2 okna. Jedno okno wyjściowe na taras na strychu (przeznaczone docelowo do wymiany) i drugie... na dole. W sumie nie tyle okno co jedna z szybek tego okna.

I tak się zabierałem do tego jak pies do jeża. Chciałem wymienić ale nie wiedziałem w sumie gdzie szklarz... a jak już się dowiedziałem gdzie szklarz to jakoś nie wiedziałem jaki wymiar... a jak poznałem wymiar to nie mogłem się wybrać zamówić tej szyby. Aż kilka dni temu poszedłem do szklarza, podałem wymiar, a on w jakieś 30 sekund dociął szybkę i skasował mnie 4zł. Kit już miałem na działce. Cała akcje może 10 minut pracy. 



poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Jak zamontować schody strychowe RADEX

To dla Projektu RODos ważny krok. Przyjechały schody strychowe ... mało tego - udało się je zamontować tak jak to sobie wymyśliłem - wbrew wszelkim instrukcjom i ku zdziwieniu architektów ;)


Wedle instrukcji do montażu potrzebne były jakieś sznury, drewniane kołki poziomujące ... No ich nie miałem. Ale miałem plan. Udało się dźwignąć schody na strych. Otwór okazał się nieco za mały więc belki doszlifowałem tak żeby schody weszły. A potem już tylko patent:

Przywierciłem od spodu stropu dechę na 4 śruby. I modliłem się, że wytrzyma ciężar schodów jak je tam włożę.


Ale wytrzymały. Całość złapałem na 5 śrub i to tyle ... prawie. Należało jeszcze dociąć schody na odpowiednią wysokość. Tutaj precyzja ma znaczenie...


Ale zdecydowanie wyszło to dobrze.


Potem jeszcze otwór na górze wypadało zamknąć... wyłazem :)




wtorek, 22 lipca 2014

Podłoga strychowa

Podłoga na strychu rzecz kluczowa. Deski, które robiły za podłogę nigdy nie były przybite i chodzenie po nich przypominało balansowanie na krawędzi - nigdy nie wiedziałeś czy konstrukcja wytrzyma. Sposobem niskobudżetowym zabrałem się za szlifowanie co ładniejszych desek i ich przekładanie i przybijanie. Wstępny efekt na ścianie wschodniej jest taki:


Natomiast przy szczycie zachodnim podłogi po prostu nie dało się uratować. To zdjęcie chyba najlepiej obrazuje rozmiar tragedii:


Długo czekałem na dobrą promocję płyt typu OSB i na możliwy transport, bo do żadnego auta nie chciały wejść. Wujas z dostawczakiem przyszedł z pomocą, a promocja w Brico dobrze się zgrała:


Płyty okazały się na tyle ciężkie, że nie dałem rady wrzucić ich na strych. Na pomoc przyszedł Kuba i wspólnymi siłami jakoś wtaszczyliśmy te skurczybyki. W międzyczasie stara podłoga została zdemontowana.


Trzy wieczory mierzenia, docinania i poziomowania i wstępnie można chodzić bez większych stresów. Ale roboty z podłogą jeszcze trochę będzie.. 


poniedziałek, 14 lipca 2014

Lato w skrócie telegraficznym

Oj, zaniedbałem bloga, a tyle się wydarzyło. Czas więc podsumować to co już pojawiało się na Facebooku:

1. Pszczoły
Nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd, jakaś urocza Maja postanowiła zamieszkać w opuszczonym ulu. Za nią przyleciało i wprowadziło się kilka tysięcy Guciów i zrobił się problem. Nie należę do fanów latających milusich stworzonek z żądłem w dupie. Już z osami walczyłem i myślałem, że to koniec przygód. Tak czy owak z pomocą przyszedł sąsiad pszczelarz - pszczoły wciągnął do specjalnego odkurzacza i Maja z Guciami zamieszkali u niego w ulu. Jako, że część Guciów wróciła dzień później z balangi i nie zastawszy Maji, kręciła się wokół ula, kolejna interwencja sąsiada definitywnie zakończyła przygody. Ul został spalony.



2. Powalone drzewo
Wiało, wiało i tak wiało, że drzewo zwiało. Najpierw myślałem, że to drzewo sąsiada. Więc sprytnie przerzuciłem je za ogrodzenie. Potem odkryłem że jednak pień znajduje się po mojej stronie siatki. Piła łańcuchowa, trochę kombinacji i mam opał na zimę.


3. Kanapa
Mówiłem, że co by się nie wystawiło na tablicę z napisem 'za darmo' to ludzie wezmą. Kanapy jednak nie chcieli. Wejść na ogłoszenie 10tys. Ale nikogo nie zachwycił ten mebel. Jeden tylko zapytał czy mógłbym ją rozkręcić 'do transportu' to ją weźmie. No to ją zdemontowałem.


4. Kosiara
Mało pali. Swoje już w życiu przeszła - teraz trafiła na swoją emeryturę na RODosie. Taki prezent - tyle wygrać! Jest cudowna. Ferrari wśród kosiarek.


5. Pomidorki
O dziwo rosną! No może nie wszystkie... Dwa krzaki wyglądają marnie - jakieś żółte się zrobiły... ale reszta - daje radę! 


6. Kran
Zawory poszły, robiła się powódź, a moje klucze francuskie nie chciały ruszyć tego starego, zardzewiałego kranu. Ale od czego jest wujas hydraulik. Przyjechał, zawór zmienił - nie cieknie. Git!




poniedziałek, 12 maja 2014

Szczytu wschodniego równanie


Szczyt wschodni po zamontowaniu okna domagał się wyrównania nieco zaniedbanej ściany. Chropowata, pełna wgłębień i wypustów stanowiła niebezpieczeństwo dla ewentualnych gości ;) Jest taki magiczny proszek o nazwie 'zaprawa tynkowa GO-ON', który po zmieszaniu z wodą tworzy papkę. Tę papkę rozsmarowuje się na ścianie i powstaje ściana równiejsza niż poprzednia. Nie chcę powiedzieć, że RÓWNA, bo byłaby to nieprawda. Potem wystarczy pomalować i będzie git. 

No i doszedłem do tego momentu, że zostaje już tylko podłoga do zrobienia. Ale JAK i CZYM to zrobić jeszcze nie zdecydowałem. Chyba jednak szlifowanie desek istniejących ... i potem na biało jak zasugerował Adaś ... w stylu skandynawskim. A co!

wtorek, 6 maja 2014

Zmiana okna


Zabierałem się za to okno jak za lot w kosmos. Najbardziej przerażało mnie powiększenie otworu, bo z moich obliczeń wynikało, że okno szersze i wyższe. Ale jak to z moimi obliczeniami bywa, jak wywaliłem stare okno, otwór okazał się na szerokość w sam raz. Powiększanie na wysokośc zacząłem kulturalnie szlifierką kątową, która padła przy pierwszym cięciu testowym. Ocknęła się dopiero w domu. Może pył jej nie służył. Więc resztę powiększania skończyłem metodą stuknij-puknij-pierdyknij. Metoda cudowna w swej prostocie. I mimo braku nadproża, ściana nie zawaliła mi się na łeb co uważam za największy plus operacji. 

Dalej wstawianie okna metodą na-pianę jest dość proste. Wstawia się ramę, zabija klinami i poziomuje. Poziomowanie ważna rzecz. Moja poziomica była za szeroka, przez co okno świetnie trzyma pion, lecz problem ma z poziomem. Tym samym jeden róg okna uciekł ... więc trzeba okno docisnąć co by się zamknęło. No ale nie odrazu Rzym zbudowano przecież. Nie bądźmy aptekarzami.

Ale ale... po wypoziomowaniu idzie piana. Ten wynalazek, za który ktoś powinien dostać Nobla, wpryskuje się w szczelinę między ścianą, a mur i voila. Cała robota. Poczekać aż przyschnie, włożyć okno właściwe na ramę i jest sukces. Więcej tam sprzątania i obróbki po-montażowej niż samego wstawiania okna. 

Kolejny etap ... prostowanie ściany.