wtorek, 6 maja 2014

Zmiana okna


Zabierałem się za to okno jak za lot w kosmos. Najbardziej przerażało mnie powiększenie otworu, bo z moich obliczeń wynikało, że okno szersze i wyższe. Ale jak to z moimi obliczeniami bywa, jak wywaliłem stare okno, otwór okazał się na szerokość w sam raz. Powiększanie na wysokośc zacząłem kulturalnie szlifierką kątową, która padła przy pierwszym cięciu testowym. Ocknęła się dopiero w domu. Może pył jej nie służył. Więc resztę powiększania skończyłem metodą stuknij-puknij-pierdyknij. Metoda cudowna w swej prostocie. I mimo braku nadproża, ściana nie zawaliła mi się na łeb co uważam za największy plus operacji. 

Dalej wstawianie okna metodą na-pianę jest dość proste. Wstawia się ramę, zabija klinami i poziomuje. Poziomowanie ważna rzecz. Moja poziomica była za szeroka, przez co okno świetnie trzyma pion, lecz problem ma z poziomem. Tym samym jeden róg okna uciekł ... więc trzeba okno docisnąć co by się zamknęło. No ale nie odrazu Rzym zbudowano przecież. Nie bądźmy aptekarzami.

Ale ale... po wypoziomowaniu idzie piana. Ten wynalazek, za który ktoś powinien dostać Nobla, wpryskuje się w szczelinę między ścianą, a mur i voila. Cała robota. Poczekać aż przyschnie, włożyć okno właściwe na ramę i jest sukces. Więcej tam sprzątania i obróbki po-montażowej niż samego wstawiania okna. 

Kolejny etap ... prostowanie ściany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz